Są takie ubrania, na które nie spojrzałabym w sklepie i nie wydałabym na nie "normalnej", "bieżącej" ceny. Są też takie ubrania, które pasują do określonej okoliczności, czy pogody. Dzisiejszy strój jest połączeniem obu takich typów ubrań. Króciutki kożuszek znalazł się w mojej szafie przypadkiem. Kupiłam go w sh za grosze i szczerze nie wydałabym na niego więcej. Spódnice maxi nosze chętnie w sezonie wiosenno - letnim, jesienią był to mój pierwszy raz.
Historię prób dobrania ubrań do kożuszka opisze kiedy indziej, dziś chciałam skupić się na spódnicy, która sprawiła mi wiele kłopotu i o dziwo nie ze względu na temperaturę. Jest ona maksymalnie długa (muszę do niej zakładać szczudłu, aby nie szorowała po ziemi) przez co każde wchodzenie i schodzenie po schodach odbywało się przy pomocy dwóch rąk unoszących plączący się pod nogami materiał. Dodam tylko, że mój wydział ma 9 pięter i nie zawsze warto czekać na windę. Zdjęcia wykonywaliśmy w Parku Łazienkowskim podczas dwugodzinnej przerwy (zwanej wykładem) i pomimo, że znajduje się on naprawdę blisko mojej szkoły, spódnica uniemożliwia szybkie poruszanie się, przy każdym większym kroku plątała się o nogi i obcasy. Cudem jest to, że udało mi się wrócić na czas na ćwiczenia. Dowiedziałam się też, że siadanie w niej w komunikacji miejskiej nie jest dobrym pomysłem, bo nie ma szans, aby ktoś przypadkiem jej nie przydeptał.
Ale zieleń i brąz jako kolory ziemi ułatwiły mi kontakt ze zwierzętami, które bez obaw podchodziły i jadły z ręki. Kieszenie w spódnicy pomieściły masę orzechów. A poza tym nikt dziś nie przeszedł obok mnie obojętnie (nawet ludzie).
I co najważniejsze czułam, że moje nogi sięgają nieba.
Bluzka - Stradivarius
Kożuszek - sh
Spódnica - mały butik w Łomiankach
Bransoletki i korale - prezent z gór
Kolczyki - Terra Nova
Torebka - DIY
Buty - Stradivarius